Tragedia
Kolejny dzień złych zdarzeń. Kolejny raz uświadamiam Sobie że nikogo nie obchodzę. Współlokatorzy uważają mnie za gościa który jest i nic więcej. Znajomi nawet się nie odezwą bo i po co. Żadnej sprawy nie mają. A ja co? A ja jestem pogrążony w tragedii. Psycholog kazał mi iść na siłownię ale to nic nie dało. Świat jest niesprawiedliwy. Oddał bym wiele za szczęśliwą rodzinę. A mam tak zjebaną przeszłość, ślepotę jednego oka wygląd(z twarzy, z winy opuchlizny) zbója, bydła i Bóg wie co jeszcze. Czy życie mnie złamało? Nie. A dlaczego to wiem? Bo nie poderżnąłem sobie gardła nie powiesiłem się, bądź nie zabiłem kogo popadnie. Czy jestem na granicy ? Nie. Ale każdy ma swoją granicę. Jeszcze rok temu było lepiej. Ale roczne wykluczenie przez innych daje się we znaki. Może i lepiej by było mieszkać na bezludnej wyspie? Oczywiście może to być ze mną problem że ludzie nie chcą mojej obecności ale co z tym zrobić? Na płaszczyźnie zawodowej jest w porządku lecz poza nią nie mam nikogo. Życie jest do bani